*Cami
O Boże! Co ja zrobiłam? - mówiłam do siebie. Nie wiedziałam co mam zrobić. Zastanawiałam się, czy doszedł ten sms. Trzymałam kciuki, aby nie.
Wzięłam Ligiego na ręce i głaskałam go. W tym samym czasie zdzwonił dzwonek do drzwi. To był Maxi. Nie wiedziałam, co ma zrobić. Otworzyłam.
- Cześć, możemy pogadać? - spytał.
- Tak. To nie wyjeżdżasz?
- No jeszcze nie teraz.
- No to wejdź. Słucham.
- Camila, co to był za sms?
- Jaki sms?
- Ten, co mi wysłałaś.
- Jaki? - udawałam, że nic nie wiem.
- No patrz. - pokazał mi.
- Ale ja ci go nie wysłałam.
- Ale to twój numer.
- Tak, ale nie wysłałabym ci takiego smsa!
- Camila, to kto to zrobił?
- Nie wiem, może ktoś wpisał mój kod w studiu, więc Ci wysłał. Możliwe, bo nawet szukałam komórki w studiu.
- Czyli to nie ty?
- Nie. Absolutnie!
- No to ja się zbieram.
- To tylko po to tu przyszedłeś?
- Tak......
- No to spoko.
- Pa!
- Pa! - Po wyjściu Maxiego poszłam na kanapę. Rzuciłam się na kanapę i rozmyślałam.
*Następnego dnia*
Przygotowałam się na zajęcia i wybiegłam z domu. Po drodze spotkałam Maxiego, on mnie zatrzymał i powiedział:
- Siemka Camila!
- Nie wyjeżdżasz?
- Nie!
- Dlaczego?
- A to źle, że nie wyjeżdżam?
- To nie źle, to super!
- Wrócę do tego smsa. - Zrobiłam minę zdziwionego pieska.
- Mówiłam już....
- Camila, ja wiem, że to ty wysłałaś tego smsa.
- Skąd taki pomysł?
- Mówiłaś wcześniej, że ktoś wysłał tego smsa z twojego telefonu.
- i?
- i to, że kiedy ty kłamiesz klapiesz się po ramieniu.
- Cccccccccooo? - spytałam głupio...
- Cami, to ty wysłałaś tego smsa.
- No....... tak! Lecę na zajęcia, idziesz?
- Tak. - zdziwiła mnie jego reakcja. Przecież nawet nic nie mówił na to.
*Maxi
Camila jest naiwna. Specjalnie pogłębiłem temat, bo wiedziałem, że prędzej czy później przyzna się do swoich uczuć.
Więc szliśmy do studia, zostało nam jeszcze jakieś 50m.
Camila nagle powiedziała:
- Ja tak dłużej nie mogę, Maxi! - mówiłem, prędzej czy później...... - Kocham Cię!
- Wiem.
- Więc dlaczego, jak przyznałam się, że ja wysłałam tego smsa to ty na to nic?
- Camila, chciałem, żebyś się sama do tego przyznała, a wiedziałem, że się przyznasz.
- Jestem aż tak przewidywalna?
- Tak...
- Skąd wiedziałeś?
- Przecież jesteśmy przyjaciółmi.
- No tak..... Przyjaciółmi.
*Cami
On chyba nie zrozumiał.
- Przyjaciółmi? Co w tym dziwnego.
- Nic a nic. - w tym czasie klepałam się po ramieniu.
- Nic? A dlaczego się klapiesz?
- No dobra!
- Tak?
- Maxi czujesz coś jeszcze do mnie?
- Trudne pytanie.
- Mam u ciebie jakieś szanse?
- Tak. Jakieś 50%
- Aha. A drugie 50%?
- Naty.
- Aha. Rozumiem. Zapomnij, o tym. - poszłam dalej
- Cami zaczekaj.
- Co?
- To już na mnie nie zaczekasz?
- Wybacz Maxi..... Chodź. - Gdy doszliśmy do studia zobaczyliśmy Violettę i Francescę. Słyszeliśmy ich rozmowę.
- Camila już wie? - spytała Francesca
- Ale o czym? - na to Violetta
- No, że robię urodziny i jej nie zaprosiłam.
- Czyli jednak ją zaprosisz? - na Violetty twarzy pojawił się uśmiech.
- Nie! Nigdy! - na to Francesca. Wróciłam do domu biegiem, za mną Maxi.
Rozmawialiśmy przez drogę, a ja cały czas wstrzymywałam łzy.
- Camila, wiem, że ci przykro z tego powodu.
- No i? Myślałam, że Francesca chce się ze mną pogodzić. A ona? Wręcz przeciwnie!
- Jesteś fajną dziewczyną i nie powinnaś się tym przejmować.
- I co, że jestem fajną dziewczyną, jak nikt mnie nie lubi?
- I to, Camila. Ja cię lubię, nawet bardzo - powiedział Maxi, a później poczułam jego usta na moich. Czułam się świetnie! Zapomniałam o wszystkich moich problemach.
B.O.S.K.I.E ! niedawno odkryłam ten blog, jest świetny, czekam na next
OdpowiedzUsuńDziękuje!!!!! Bardzo dziękuje!!!!! Takie opinie mnie motywują. Pozdrawiam :]
Usuń